Idzie chyba wojna, zrobiło się zimno, dla uczniów i innej tłuszczy czas wzmożonego ciągłego kłamstwa, że nauka i idee ich interesują. Czyli nic nowego.

Zawsze tak było i każda jesień od mileniów tak wygląda (pomijając tę szkołę, bo stworzyli ją kapłani zapewne wpierw w Mezopotamii, a dopiero w erze Christianitas rozwinęli, słusznie czy nie – mniejsza o to). Nawet sam Terlikowski mówi, że nic nowego pod słońcem, a w domyśle Państwo Boże na ziemi ma się dobrze, choć nie wiem, gdzie je widział. Także w tym barowym czasie, gdy pije się jednak więcej, a nagana ze strony „siłownianego” patrioty abstynenta już wisi w powietrzu, powróćmy do ulubionych abstrakcyjnych tematów. Niemiła Rewolta czy biało-tygodniowa konserwa-tradycja? Choć tak naprawdę ta konserwa ma bardzo nieprzyjemne kopyta i rogi.

Już na wstępie radykalnie zaznaczam, iż nie wyrażam woli ataku na wzniosłą mistykę Indoeuropy, celtyckie ruta i schamiałe wstawki Evoli o kobietach. Przecież tak wspaniale jest głosić te ciekawostki pod sklepem, gdy wywołuje się osłupienie w robotniczych i młodzieżowych słuchaczach. Pojawia się oburzenie, pozytywne zainteresowanie, wypieki na twarzach audytu. Sytuacja oględnie – jakby to nazwały ogłupiałe panienki – ambiwalentna.

Nieopatrznie już przywołam motyw przewodni tej karkołomnej i dość powierzchownej właściwe (bo po co się ciśnieniowo przejmować) analizy. Otóż wśród wielkich łacinników, młodych projezuitów i nawet okulto-orientalno-duginowskich buntowników (bo tak nieszczęśnie wygląda cała mieszanka tworząca szeroko pojęte środowisko narodowe-oj kurdabele, człowiek wolałby już zapitych pank skinów, bo tam wiadomo chociaż, o co chodzi) o czymś zapomniano. O tym, że wśród pozytywnej, pięknej wizji tego łez padołu nie ma za bardzo czego szukać. Inspiracją powinny być raczej mocne, chamskie figury, wstawki, charakter, etos czegoś tak niemiłego, jak Pierwsza Idealistyczna Falanga Ramosa i później De Rivery. A co to ma do tradycjonalizmów dzisiejszych? Trują łeb tą mgłą. Odciągają od walki, krępują działania, warczą z ambon, sal cwaniackich klubików, krzywych kółek, w końcu wskazują niewłaściwe wzorce. Jak idziesz dobrą, aspołeczną i ideową drogą, a z pierwszych ław rozpolitykowanych zborów całego świata mówią o tobie lewicowy faszyzm, klerofaszysci, etc., to to jest tylko ich problem. Jak mówili sławni niegdyś bracia Kijanowscy (vide Krucjata łysogłowych Ewy Wilk) – naucz się bawić tym, że cię nienawidzą. Junger trafnie, jak nikt stwierdza, że nacjonalizm jest pojęciem uświęconym nienawiścią wykształconego i niewykształconego motłochu.

Trudno dziś czegoś bronić, gdy Wyborcza ma swoich zakonników czy nawet ludzi ze związków kombatanckich; zacznijmy więc atakować rzutem mentalnymi kamieniami, propagandą. Jednak ze słodkim w pogardzie dystansem do dzisiejszych obrońców cesarstw i dawnych, dziwnych, zamierzchłych tematów przede wszystkim.

,,Filozofia evoliańska jest ekstremalnym projektem antropozoficznym”, jak mówił niezbyt lubiany w środowisku prof. Mikołejko, ble ble. Takich rzeczy wypisywał nie będę. Bardzo nie chciałbym roztrząsać tu Tradycjonalizmu Integralnego, ukochanego przez część środowiska NR (czasem ciężko powiedzieć dlaczego) i przeklinanego przez naukowców katolickich (którzy jednak rzadko coś równie mocnego mogą młodzieży zaproponować). Przeklętego również przez ludzi, dla których prawdziwa Tradycja przez dużą literkę T, to współczesne episkopaty, strzelam, że głównie Fronda płodzi takie dziwne poglądy. Lepiej zostawić to forom, gdzie jedni nazywają T. Integralny prawicowym New Age, a inni gigantyczną pomocą w walce ze światem nowoczesnym. Nadmienić tylko warto, że faktycznym twórcą szkoły, metody myślenia tradycyjnie integralnego, był katolicki, (nic z tych rzeczy, że upadły) ksiądz, przyjaciel Rene Guenona, literalnie uważanego za twórcę tego tradycjonalizmu. Wprowadza w te arkany artykuł o powiązaniach Guenona z rzymskim katolicyzmem, na Xportalu, autorstwa chyba jakiegoś Anglika.

Przyjemnie się gada o kosmicznym wietrze, ale należy teraz choć wywiązać się z tematu. Krytyki ,,tradycjonalizmów’’. Kontynuujmy szczeniacki ton robienia wytrychów w prawdach wiary iście prawicowej. Początkiem musi być spojrzenie na fundamentalny podział premoderna-moderna-postmoderna. I tak, jak wielkimi zwolennikami narodowego kapitalizmu są ludzie, którzy nic nie mają, tak zwolennikami powrotu do świetnych, hardych czasów premoderny są osoby, które przy plus pięciu stopniach wyją z zimna, ale nie w tym rzecz. Z tego punktu wyjdźmy szybko, bez szerszych rozwijań. Postawmy po prostu bardzo ,,nie ideowe’’ stwierdzenie – najpierw trzeba żyć. Dziś mamy naprawdę wielkie problemy w każdej z dziedzin życia, w działalności rewolucyjno-narodowej, itd. Czas jednak zrobił się statyczny i ten ,, marazm’’ też trzeba wykorzystać. Statyczny w tym sensie, że poza pewnymi dzielnicami już notorycznie nie latają topory, wikingowie itd., więc mając luksus pewnych zdobyczy technicznych, łatwej komunikacji, względnego bezpieczeństwa ogólnego – zacznijmy to wykorzystywać, zajmując się polityczno-żołnierską propagandą, a nie rzewnie wspominać czasy lamp olejnych magów . Dziś ludzie nie są neoromantycznie ideowi, ale w tej premodernie, faktycznie mając bardzo zżyte z ziemią, hierarchicznie ułożone, związane wertykalnie i horyzontalnie społeczeństwo, też nikt nie chciałby słuchać idealizmów, jak dziś. Karnawał, procesja, szynk, burdel i tak dookoła. Człowiek się nie zmienia, ale odpowiednią stylistyką można go obejść, zasiać zaniepokojenie i nieufność do brudu świata, który był zawsze. Nie powtarzajmy więc, czego to by się nie dokonało we wspaniałych czasach autorytarnej pozycji Kościoła, trubadurów i cechów rzemieślniczych budujących katedry. Tam bardzo szybko można było nie żyć za cokolwiek, więc doceniajmy to jednak jakże chore dziś i podnośmy sytuację. Czy nie wspaniale jest słuchać łacinników narodowych i w ogóle łacinników, tworzących małe poematy o biskupach, bazylikach, sztuce, rzeźbie, dziedzictwie, wyłącznie chrześcijańskim charakterze naszych ziem? To są jaja. Dopiero na zasadach szczerego idealizmu można sytuacje odbudowywać, prostować. Rzeczywistość kontynentu od zawsze pogrążonego w magii, najgorszych antycznych tradycjach, z zastrzykami dobrotliwych ,,wartości” bankierskich z Bliskiego Wschodu sama generuje ideologiczny nóż na swoje gardło. Tylko my mamy go nieść, a nie przystawać na zachwycie nad greckimi aktami czy wiedeńskimi osiągnięciami Schuberta. Czasy zawsze są złe, krótko mówiąc. My, jak ten jungerowski anarcha idei karczujmy dżungle syfu, wierząc, że ktoś, gdzieś robi to samo.

Ten sam prawie odcinek mitycznej więzi nacjonalizmu i konserwo-monarchizmu widzę, gdy ludzie z rozrzewnieniem opowiadają o niebiańskim tradycjonalizmie sprzed 1789 roku. Jakby się trochę postarać publicystycznie, to można udowodnić, że okres sprzed 1989 bardziej by pretendował do pozytywów. Wracając do wątku (zupełnie nie negując faktu, że rewolta z 1789 roku była realnym wyziewem piekła na Ziemi), czy banda książąt i biskupów spirytystów o moralności Hunów, którzy sami generowali proces potężnej inwolucji wartości, czy papieże po pijanemu wznoszący toasty za szatana, to jest to nasze pojecie Rewolucyjnego czy tam Kontrrewolucyjnego Dobra? Tak to jest, że o tych wielkich figurach, cnotach, wyrzeczeniach najbardziej trąbią łacinnicy, którzy w poście, mało co nie połamią sobie nóg, szukając budki kebaba z mięchem. Głównym zmartwieniem i zagwozdką tych filozofów jest, czemu Che Guevara był taką świnią, że po dobrym obiedzie lubił łasić się do kucharki (strasznie dziwny facet!). Nie mogłem się powstrzymać, ale takie rozważania, jak ten autentyk, mają realnie miejsce w kołach dyskusyjnych ,,konserwo-narodowych”. Wszystko z poważną miną i twardym zaniepokojeniem.

Nasz ruch to reakcja przeciwko społeczeństwu. Powiedział to nacjonalistyczny lider łysych z Paryża Batskin, co wspomniane zostało w filmie o ludziach pierwotnych, czyli Antifie z Francji. To interesowanie się najpierw niskim poziomem ideowym swoich, nie obcych.

Dostrzec można, że ,,tradycjonalizmy’’ są faktycznie ariergardą masonerii. Cały zlepek świata prawicy, od mułów w koszulkach do bicia żony płodzących niekoniecznie światłych przedstawicieli tego kręgu nieporozumienia kosmicznego, do wysokiej klasy antropozoficznej, teozoficznej prawicowej magii, a między tym zlewaczała, pokorna wersja parachrystianizmu. Wszystkie te siły wrogie są bojówkarzowi. Rozpłynięcie się oryginalnego indywidualizmu kierowanego Ideą – anarchy (jak określił to Junger) z jednej strony trolo-piwnicznym determinizmie mas, a w drugiej magicznej skrajności w jakimś ,,Ja absolutnym’’. To siły elementarnie wrogie prawdziwym procesom poznawczym. Procesom, które są podstawą do działania i stylu aspołecznego, ideowego. Zimnego, ,,ateistycznego’’ wobec organicznej, magicznej, inicjacyjnej kultury świata, wulgarnego również wobec oficjalnych nauk – tym się zawsze charakteryzowały idealistyczne ruchy neoromantyczne -mocny nacjonalizm zakonny również.

Przykłady iście harcerskiego krzyżostwa, (pokazowo) tak twardo wrogiego hazardowi i używkom, prawie jak komunistyczna młodzież i makiawelicznych, paramanichejskich, gnostyckich rządzących światem bydlaków, możnaby mnożyć. Ich inspiracje, aspiracje, oddziaływania. Bezcelowa wędrówka, senny korowód marionetek – jakaś rzewna książka tak prawiła – tak to wygląda u jednostek, co chcą patrzeć na tamtych właśnie, restaurować jakieś przedpotopowe tematy. Jedni chcą ustanawiać za topos bycie ciepłym potulnym zerem, bo to niby dalekie od grzechu, drudzy mocne panowanie tego anioła, co lepiej go nie lubić, za pomocą mediów, banków, techniki, smrodu w filozofii. Oni wszyscy są tradycją tej schorowanej głupotą planety, są na prawo. Nasza Rewolucja, Święta Wojna, jakby to powiedział zespół NaRa, jest zupełnie naprzeciw im. No i oczywiście tym delikwentom z lewa, którzy podważyli wszystko, co wysokie. Ci i tamci łba sobie nie urwą.

Filozofie i przedwojenne programy to tylko ciekawostka. Gdy jest samcza i harda to dobrze, i można to rozwijać. Gdy ckliwa, miękka, kulturalna, to zostawiłbym to znawcom kultury zza Odry i dzikim lajkonikom ze wschodu – duginowcom. Żyjemy tu, teraz i w tych warunkach jesteśmy, jako organizacje narodowo-radykalne soczewką skupiającą szkołę Nacjonalizmu Rewolucyjnego, czy raczej powinno tak być. Bez pytania się o drogi starszych, młodszych czy lewicowych zakonników. Bez pytania o to, z kim się mamy kolegować: Węgrów, Rosji czy Ukrainy, w każdą z tych ich dziwnych animozji. Zasady organizacji Trzeciopozycyjnych (ograniczone może o fanatycznie hasającą tam miłość do świata arabskiego tylko dlatego, że jest antysyjonistyczny) rozpostarte o szkielet ultrasowskiego katolicyzmu i niemiłych dla ogółu wstawek Ramiro Ledesmy Ramosa o potrzebie totalizmu, walki z bogatą reakcją, a nawet i w szczególności kontry do rozhasanego społeczeństwa, będą nasza droga albo wpadniemy w nacjoliberalizm, którego godłem jest modowy streetwear, kremówkowy chrystianizm (jak katolicki biskup na obchodach luterańskiej herezji) i nowoczesny fryz.

Artykuł ukazał się wcześniej na Kierunkach:

/7a441481c48eb48b434c70bd833d9698/2016/10/bogdan-cichocki-blahosc-mariaz-wspolczesnych-tradycjonalizmow-2/

Our website is protected by DMC Firewall!