Był taki młody człowiek, którego jako nacjonaliści otoczyliśmy żarliwym wspomnieniem, przez pryzmat jego śmierci, bestialstwa jego katów, pielęgnujemy pamięć, wściekłość, odrazę. Słuszne żywioły. Podziemne kłamstwo pseudo pokory krzyknie: Nienawiść!

Nie, nienawiść w sensie głupoty, to jak siedzisz w oknie i czekasz, jak ktoś się rozwali na prostej drodze, dosłownie zaklinając rzeczywistość, bo ludzie tacy są. Pamięć to nie nienawiść. Intonowanie żałobnej, a kiedyś, jutro, zwycięskiej sagi. Jak można odnotować przypadek makabrycznej agresji obcych, na karteczce, klawiaturze? Pustosłowie. Choć kronikarsko więc wspomnijmy to zdarzenie. Uczestnicząc w ideologicznej kontrze, w kraju, gdzie listy ,,ludzi kultury’’ pouczają, kto reprezentuje honor i Boga . 9 grudnia 2000 roku zamordowano młodego szwedzkiego nacjonalistę.

Charakter zdarzenia trudny jest do plastycznego oddania. To był po prostu bestialski mord grupy na samotnym, niskim chłopcu o wątłej budowie ciała. Dokonał tego kilkunastoosobowy kolorowy gang. Wśród napastników znalazła się również młoda Szwedka. Ofiarą ataku był Daniel Wretström. Miał wtedy 17 lat. Urodził się w gminie Salem, w 1983 roku , 15 października. To przedmieścia Sztokholmu. Tam również zmarł. Został zakatowany.

Szwedzki system, lewacki od zawsze, na kilka tygodni przed tą tragedią rozpętał zmasowaną kampanie antynacjonalistyczną. Co oczywiste, media zaczęły wtórować decydentom, jak małpy treserowi, choć kolejność decyzyjna mogła tam być inna. Mówi się, że praktycznie tego samego dnia premier Szwecji zapowiadał w jednym z artykułów zniszczenie nacjonalistów. To był Hans Göran Persson ze Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej, którego mniejszościowy gabinet był wspierany ponadto przez m.in. zielonych i ogłupiale feministyczną parakomuszą, socjalistyczną Partię Lewicy.

Atak na Daniela Wretströma był zdecydowanie pokłosiem takiego prowadzenia polityki wewnętrznej. Kolorowi napastnicy wiedzieli, że będą praktycznie bezkarni. Nie mylili się. A co do szermowania słowem gang? Zaatakowali czekającego na przystanku autobusowym chłopaka pałkami. Weekendowi jaracze, w tak pacyfistycznym kraju nie noszą przy sobie czegoś takiego. Po zaczepkach słownych grupa rzuca się na młodego nacjonalistę. Nie może on jednak znaleźć pomocy u przejeżdżającego autem i ostatecznie uciekającego z piskiem opon Szweda. W tej sytuacji Daniel staje do nierównej walki. Jego przeciwników jest około piętnastu. Mają sprzęt. Daniel przewrócony na ziemię jest katowany, kopany, bity pałkami i deskami po głowie oraz całym ciele. Jeden z napastników znajduje na ulicy długą deskę i nią okłada młodego Wretströma po głowie. Do morderców dołącza kolejny napastnik. Skacze po głowie Daniela. Siada chłopakowi na plecach. Wbija w nie wyjęty przed chwilą nóż. Kilka razy. Tak, że broń się łamie. Napastnik wbija pozostałość ostrza w gardło chłopaka. Grupa rozpływa się po przedmieściach. Zmasakrowany Daniel jeszcze żyje… Umiera po chwili na oczach próbującej mu pomóc Szwedki.

Jako ruch nacjonalistyczny mentalnie spotykamy się nad tym grobem. I jak będziemy elementarnie roztropni, to choć pomyślimy nad tym, czy czas na zjednoczenie, czy i nas mają wytłuc. Tak jak tam, wtedy. Czy dalej będziemy środowiskiem złożonym ze zwalczających się de facto nastawień, odchyleń, frakcji. Nierwącą falą jak u Degrella, ale małym epizodem podkładających sobie świnie mniej lub bardziej niespełnionych (tym) studentów, pół cwaniaczków. Tak, małym epizodem, jedynie na wielkie nazwiska się powołującym.

Nie udawajmy, że łazimy po miękkim dywanie, bardzo dalekiej, w sensie dawnej, właściwie przyjemnej rocznicy, a za sekundę wpadniemy w ciepło baru czy kubka czekolady. Mówimy o radykalnym ruchu nacjonalistycznym, czasach, w których się nie stękało, że jako forma ideowa jesteśmy mili, bardziej „patriotic” niż „nacjo”, a „fasci” to w ogóle nie; że pozytywny nacjonalizm, itd. Inna rzecz, że uprawiając ckliwy śpiew, nasi oponenci zawsze o wielkich ideach mówili, a byli jednakowo tacy, jak wtedy. I skoro jesteśmy już na wertepach rzeczy niemiłych, to niech nawet tysięczny raz zabrzmi, ale przypomnijmy sobie rzecz elementarną z Evoli. Otóż najważniejsze jest, by przejawiać niewzruszoną ,,obojętność wobec wszelkich zewnętrznych dowodów uznania i jakichkolwiek korzyści materialnych.‘’. W takich przypadkach szczególnie. Nie kultywujemy pamięci o bohaterach, o poległych, również Germanach, by przypodobać się Nordlandowi czy Germanii, by zaskomleć: „chłopaki, nie śpiewajcie już atakujących nas kawałków Landsera”. Pamięć jest elementarnym fundamentem jakości jednostki. Łączenie jej z obietnicą korzyści, nawet tak błahej jak szczeniacka chęć bycia fajnym, byłoby obrzydliwe. Siłą, która generuje kultywowanie takich odniesień jest Idealizm Ideowy. Jego nośnikiem zawsze będą Celtowie, Słowianie, Germanie, Ugrofinowie i inni Indoeuropejczycy. Przynajmniej grupy, które ostały się tam przy naturalnym tętnie, dostojności ducha.

Wspominamy więc zwykłego, nominalnego, szarego chłopaka, który niekoniecznie prowadził dysputy o katechizmie w towarzystwie. Grał na perkusji. Udzielał się w zespole Vit Legion. Uwielbiał wędkowanie. Nie wyróżniał się jakoś szczególnie, a jeśli tak, to pozytywami. Wielką wagę miały dla niego wartości rodzinne. Był bardzo lubiany w środowisku znajomych. Łatwo pozyskiwał i zjednywał sobie nowych ludzi.

Niby to północ, a kwintesencja zachodu. Skandynawia. Miejsce, gdzie lewicowe gabinety bez żenady wprowadzały eugenikę, a poziom przemocy wobec rdzennych mieszkańców ze strony kolorowych, w tym tej najbardziej haniebnej, wobec kobiet i dzieci, osiąga skalę tragedii, od której załamuje się głos. Każdy pojedynczy taki przypadek też byłby tragedią i w sprawach tak ważnych należy to podkreślić. I na tym dziwnym, protestanckim, z dawna dzikim terenie, gdzie połowa prawej ekstremy z nieskrywaną aprobatą obserwuje palenie kościołów (no, choć to bardziej w Norwegii, nie w Szwecji) wydarzyło się morderstwo, którego przebieg i sądowy finał rozzuchwala bezczelną masę najeźdźców, wykształcony i niewykształcony antynacjonalistyczny motłoch. Wydarzyło się niejedno.

Jak słuchamy utworu „Oni nadchodzą” (2005) o rzece zniszczenia zalewającej nasz świat (autorstwa charakterystycznej kapeli nie bratającej się zbytnio z naszą wiarą – Antise**tex) to przepełnia nas takie dziecinne zadowolenie. Że my, nasz klimat, te kapele, nasz przekaz, byliśmy w posiadaniu proroczej racji – zanim to się w Europie na szerszą skalę zaczęło. I myślimy: ,,Paa! Oni już w 2000 którymś to wiedzieli…”. Nie inaczej było z klasykami RAC. Czy tego odłamu, którego dziś nie wypada lubić, bo brzydko i co ciocia powie, czy tego katolicko NR-owskiego. Oni już w początkach lat 90., a na zachodzie dużo wcześniej, widzieli to zagrożenie. Zanim ten przekaz stał się modny – używając ogłupiałego sloganu. Oczywiście, to organizacje trzeciopozycyjne, rewolucyjne nacjonalistycznie, jako pierwsze wskazały niebezpieczeństwo.

I tak, dobierając za szerokie szelki (bo przecież klasyczne w subkulturze są wąskie) tysiące młodych, złączonych muzyką, kumplami, etc., szło przez życie. Dlatego, że było to fajne, w jakimś sensie modne, w zasadniczy sposób właściwe. Tam był tez Daniel Wretström. Wielu wypiera się takiej przeszłości. Cóż, bez komentarza.

A te elity w garniturach? I nam, i im, tam w Szwecji, również Wretströmowi nie dały powodów, by wierzyć w tę ich nowoczesną utopię. Daniel należał do osób, które były przekonane o iluzoryczności i tragifarsie systemu w Jego ojczyźnie. Rządy kłamały i kłamią w sposób tak karykaturalny, że dawne Międzynarodówki byłyby zawiedzione. Ten żałosny syf z wielkich, płaskich telewizorów dla odbiorcy równie mało sprytnego, co lewe buty. W tle tego wszystkiego, jak myszy miedzy workami, zawsze ,,odcinająca’’ się od oficjalnych organów bojowa młodzież spod 161. Ona zawsze plastycznie objaśni, dlaczego ludzie europejskiego rodu mają ginąć, dlaczego mają przepraszać za ,,całego świata zbrodnie’’.

My, po poznaniu tej historii nie na żarty zdenerwujemy się na wroga. Na chwile. Wroga, bo mariaż wszelkich takich grup sam twardo się tak określił. Ale jutro znów założymy plecak do szkoły, pracy, pośredniaka czy na trening. Sytuacja naturalnie uleci z głowy. Naprawdę przeżywa to najbliższe otoczenie zamordowanego. Ci, którzy jeszcze tyle chcieli Mu powiedzieć. Również osoby z kręgów dalszych niż rodzina, z którymi miał do przejścia jeszcze wiele subkulturowej i ideowej drogi. A oni tam kolejny raz wstają i dalej go nie ma.

Zasadniczym problemem jest to, że w miarę wzrostu histerii ,,pomocy’’ młodym, wysportowanym bykasom takie sytuacje mogą się rozlewać po Europie. Rozlewają się. To w 2000 roku było! Wtedy dzisiejszy zalew imigrantów do Europy nie mieścił się nawet w sci-fiction, ale lepiej wrzucić zdjęcie wojny z końca świata z rzewnym komentarzem, że och, czołgi, nie tak dawno u nas… Dokładnie w momencie, kiedy dziś to piszę (5.12.2016), na światło dzienne poprzez media wychodzi sprawa gwałtu i mordu na 17-latce w Niemczech. Podejrzanym jest wg niemal pewnych tego śledczych i specjalistów niepełnoletni Afgańczyk, który nielegalnie przybył do RFN.

Nie jest też prawdą skrajnie trzeciopozycyjna teza, że żadnej winy nie ma w tych bidulkach, bo zły kapitał ich tu rzucił. Cytując dość prymitywnego klasyka: ,,było jak było i jest jak jest”. Każdy widzi sytuacje. Każdy wie, jak to opisać. Jednak byłby to opis pod paragrafami, bo jak jesteś inny, to już masz multum plusów na starcie w tym systemie. Święte krowy. Choć z indoaryjską mistyką Indii wspólnego mało. 98 % wydawałoby się popłuczyn, śmieci z prawicowych portalików (doniesienia z zachodu i północy, sądowe kurioza), okazuje się prawdą. To już jest tragifarsa. Już można się śmiać. Sama Europa do tego doprowadziła. Wybieraniem systemowej prawicy i lewicy. Biernym uczestnictwem w świecie nauki, szczególnie humanistycznej, bo tam jest kowalski warsztat idei. W praktyce chlew rozpłodowy bolszewizmów i szkół frankfurckich. Do jakiej sytuacji doszło? Każdy w miarę normalny koleś na zachodzie, (jeśli nie jest na nosie) wie, że lepiej nie wybierać się do niektórych dzielnic (i nie ma to nic wspólnego z soccer hooligans) – chyba że z ciężarówką S.A-Mannów, ale ich już nie ma.

Został zamordowany, gdyż w oczach gangu życie takich jak on było zagrożeniem dla istnienia chlewu, w którym oni byli bożkami, który zapewniał im, socjal, nietykalność i multum czasu na rozrywkę. I dalej tak było i jest. Bezpośredni morderca Wretströma poszedł na rok do zakładu obserwacji psychiatrycznej. Sąd uznał, że popełniał zbrodnie w stanie chwilowej niepoczytalności – ,,szału’’. No, a po roku, uznany zdrowym, wyszedł . Źródła różnią się nieco opisem tego, jakie ,,kary’’ zostały zasądzone pozostałym oprawcom. Jeden z nich otrzymał rok w zawieszeniu. Jeszcze sześciu bandytów zostało ,,oskarżonych’’. Trójka otrzymała 40 czy 48 godzin prac społecznych, kolejnych troje po 200 euro grzywny, mniej więcej, bo tam inna waluta była i jest. Czyli to jest tyle, co za alkohol na rowerze się za Kaczyńskiego dostawało, w pewnych widełkach oczywiście. Przebieg i wynik tego procesu pogłębił gorycz rodziny. Daniel pozostał w sercu szczególnie cierpiącej matki, która teraz musiała jeszcze patrzeć na ten koszmarny spektakl nieudolności i przede wszystkim złej woli.

Sygnał, że przemoc na białych, zbrodnie nawet, będą traktowane jak graficiarskie wybryki, został wysłany do kolorowych dzielnic. Co ważne – że tak postrzegał to będzie sąd, nie tylko lewicowy pastor czy prasa. Nawiasem, za white powerowskie graficiarskie wybryki i tam, i tu można wyłapać niemały paragraf i wyrok. Tak wygląda Europa.

Dla systemu Europejczycy przedstawiają wartość jedynie sytuacyjną. Kiedy systemowa lewica i prawica na zachodzie struchlała przed autorytarną wersją komunizmu, sprowadziła imigrantów, by odciągnąć robotników od polityki. By skupić ich na ciężkiej, coraz mniej opłacalnej pracy i rywalizacji o nią z przybyszami. Było to preludium jazgotu ciągle przesuwanych po szachownicy kontynentu pionków, którymi były ludzie, fabryki, narodowe aspiracje. Czegoś niesamowitego. Zupełnego nieliczenia się z przeszłością, wrażliwością, warunkami bytowymi Europejczyków wreszcie (choć to ostatnie na względnie bogatym zachodzie nie rzucało się przynajmniej kiedyś aż tak w oczy). O ironio! Model z bloku socjalistycznego, gdzie grupy obce etnicznie wpuszczano, w ilościach niewielkich, jedynie na studia, po to zresztą, żeby zarażać je socjalizmem (a i zdobywać, np. gospodarcze przyczółki w Trzecim Świecie) i potem odprawiano do siebie, to w porównaniu do mordującej cywilizacje zachodniej destrukcji wykładnia mędrca.

Tożsamościowy styl działania, to nie prawicowi historycy zachwyceni Betarem i robiący o tym filmy. To komplementarne podejście do przeszłości, trudnych, wspólnych europejskich spraw. To nieładny blond warkocz na nacjonalistycznej wlepce. To twarda jak skała pamięć o bohaterach. Poległych, zamordowanych, zamęczonych.

Wiem, że i bez tego post scriptum wielu odmówiłoby za Daniela modlitwę, i powtórzyło jeszcze krótkie Vila i Frid – spoczywaj w pokoju.

Artykuł pojawił się także na Kierunkach:

/7a441481c48eb48b434c70bd833d9698/2016/12/bogdan-cichocki-slow-ku-pamieci-daniela-wretstroma/

DMC Firewall is a Joomla Security extension!