Wydarzenia
YouTube
Pogoda
Wywiad z Kierownikiem Głównym ONR Aleksandrem Krejckantem!
Przedstawiamy naszym czytelnikom wywiad z Kierownikiem Głównym Obozu Narodowo-Radykalnego Aleksandrem Krejckantem . Zapraszamy do lektury.
1. W jaki sposób i kiedy odkryłeś w sobie „ducha narodowca” i co zainspirowało Cię do rozpoczęcia aktywnej działalności narodowo-społecznej?
W moim rodzinnym domu od zawsze panowała patriotyczna atmosfera, choć raczej mówiło się o sanacji i Piłsudskim niż o endecji. Jako nastolatek, jak to bywa w takim wieku, szukałem jakiegoś miejsca dla siebie. Nigdy nie pociągały mnie subkultury. Szukałem, ale w sensie instynktownym, a nie racjonalnym czegoś „wielkiego”, jakiejś „sprawy”, poprzez którą można nadać swojemu życiu jakiś cel. O istnieniu współczesnego ONR-u dowiedziałem się z … Gazety Wyborczej, która w ramach regularnych seansów nienawiści akurat opisywała kolejną „faszystowską” akcję ONR Brzeg. Sam artykuł mam gdzieś schowany. Jednak decyzja o zgłoszeniu się do Organizacji przyszła później. Tak się złożyło, że miałem wyjątkowo otwartego, na dyskusje, nauczyciela historii w liceum. To od niego dowiedziałem się, czym był historyczny ONR. Muszę przyznać, że do nastolatka bardzo przemawiał obraz absolutnego poświęcenia dla idei, niezachwianej wiary oraz emanującej siły przedwojennego ONR-u. Wzorem byli działacze tej organizacji- młodzi ludzie, którzy swoje życie poświęcili Polsce. Coś pięknego. To było niesamowite doświadczenie dla kogoś, kto wzrastał w szarej i pełnej smutno-śmiesznych kontrastów, codzienności III RP, która to nie oferowała i nie oferuje żadnych istotnych i porywających inspiracji dla młodych ludzi. Do Organizacji wstąpiłem po kilku miesiącach zastanawiania się, czy wybrać ONR czy MW. Cały czas pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi podczas pierwszego spotkania rekrutacyjnego. To było coś, czego zupełnie nie znałem z dotychczasowego życia, które skupiało się raczej wokół tematów typowych dla nastolatków. I tak jak przyszedłem na pierwsze spotkanie to pomimo wielu wątpliwości, zwrotów, ewolucji poglądów jestem w ONR i nie żałuje tego wyboru.
2. Jak ta decyzja wpłynęła na Twoją edukację?
Muszę przyznać, że od początku miałem dużo szczęścia lub trafiłem wyłącznie na ludzi, którzy byli akademikami z prawdziwego zdarzenia. Ani w LO, ani na studiach nie musiałem się jakoś szczególnie kryć z poglądami i przynależnością do ONR-u. Co więcej, na studiach spotkałem się z dużym zainteresowaniem moimi poglądami i wielokrotnie miałem możliwość prawdziwej dyskusji ze studentami i prowadzącymi zajęcia. Uważam, że tak właśnie powinna wyglądać prawdziwa Akademia, czyli miejsce debaty, gdzie ludzie o różnych poglądach mogą je ze sobą konfrontować i nie są za to szykanowani. Oczywiście słyszałem o tym, że jakieś nieprzyjemności spotykały moich Kolegów z Organizacji z powodu poglądów, ale osobiście nie miałem najmniejszych problemów. Jest to o tyle zabawne, że studiowałem europeistykę, czyli kierunek, na którym chyba, „z zasady” nie powinno być nacjonalistów z ciemnogrodu.
3. Czy kierunek studiów, który wybrałeś był związany z Twoją działalnością w organizacji?
Z kierunkiem moich studiów to było tak, że w tamtym okresie w Polsce panował zachwyt nad UE i powszechnie uważano, że przyszłość jest w zajmowaniu się funduszami unijnymi itp. Decyzję podejmowałem jeszcze przed tąpnięciem światowej gospodarki w 2008 roku, więc jak wielu moich rówieśników uważałem, że wystarczy mieć wyższe wykształcenie i świat stoi przede mną otworem. W chwili wyboru kierunku zupełnie nie wiązałem tego z działalnością w ONR, to przyszło dopiero później. Z czasem zacząłem zauważać, że wiedza nt. funkcjonowania UE jest w środowisku nacjonalistycznym w Polsce praktycznie zerowa. Kiedy zostałem KG ONR moja perspektywa znacznie się zmieniła. Ekspercka pustynia w całym środowisku spowodowała, że zacząłem traktować swój kierunek trochę poważniej niż to było wcześniej, bo uważałem i uważam, że ruchowi narodowemu (jako środowisku) potrzeba ludzi, którzy będą mieli jakieś kompetencje, a nie tylko wyświechtane slogany. Z perspektywy czasu żałuję, że w Ruchu Narodowym moje chęci do merytorycznego podejścia do wewnątrzśrodowiskowej dyskusji nie spotkały się z żadnym zainteresowaniem. Co do drugiej części pytania – zdecydowanie tak. Na europeistyce miałem okazję poznać wiele różnych perspektyw naukowych na politykę i cały czas korzystam z wiedzy, którą miałem okazję pozyskać na studiach. Kierunek studiów wyrobił we mnie chęć poznawania nowego i szanowania różnych perspektyw, oczywiście w ramach zdrowego rozsądku.
4. Jakie były przeszkody i możliwości w dążeniu do obecnego stanowiska?
Moja droga do objęcia największego zaszczytu w ONR, czyli sprawowania funkcji Kierownika Głównego była w głównej mierze zbiegiem okoliczności. Przez pierwsze ponad 4 lata działania w ONR byłem szeregowym działaczem, bez najmniejszych aspiracji do pełnienia jakichkolwiek funkcji. I jak to często bywa w życiu, to sytuacja zmusiła mnie do zaangażowania się bardziej i wzięcia na siebie odpowiedzialności. Kiedy obejmowałem koordynowanie Brygady Dolnośląskiej ONR to obiecano mi, że to sytuacja tymczasowa. Potem dołączyłem do Rady Decyzyjnej ONR – organu, który zajmował się konsultowaniem najważniejszych decyzji w ONR. To również była dość przypadkowa sytuacja. Zaproponowano mi tę funkcję w uznaniu za zaangażowanie w sprawy ogólnopolskie i prowadzenie rekrutacji w ONR, a przynajmniej tak mi się wydaję. Nie minęło pół roku i ówczesny Kierownik Główny ONR oraz jego zastępca zaczęli mnie namawiać do objęcia funkcji KG. To namawianie trwało ładne 2-3 miesiące i w sumie nawet w chwili obejmowania funkcji nie byłem przekonany co do słuszności tej decyzji. Muszę się uczciwie przyznać, że nie za bardzo myślałem o tym, jakie konsekwencje będzie miała ta decyzja względem moich prywatnych planów. Wydaję mi się, że „poszedłem wtedy na żywioł”, na zasadzie co ma być, to będzie. Także nie mogę powiedzieć o jakiś szczególnych trudnościach na drodze do funkcji KG. W moim przypadku to był zbieg wielu okoliczności – z jednej strony powstawania RN, którego liderem został wtedy Przemysław Holocher i siłą rzeczy nie miał już czasu na ONR, a z drugiej, mojego dość intensywnego zaangażowania w sprawy ONR w 2012 roku.
5. Jakie osoby najbardziej pomogły Ci w przejęciu funkcji Kierownika Głównego ONR?
Hmm… Przede wszystkim osobą, która podjęła decyzję o objęciu przeze mnie funkcji KG ONR, był mój poprzednik, czyli Przemysław Holocher. I jeśli idzie o samo objęcie funkcji to chyba jego głos był najważniejszy. Muszę jednak wspomnieć o jeszcze jednej osobie, która wpłynęła na to, że w ogóle jestem w tym środowisku już ładnych parę lat. Chodzi o lidera dolnośląskiego ONR-u w latach 2007-2011, Tomasza Adama Witczaka. To on pokazał mi bogactwo (choć uczciwie trzeba przyznać, że raczej to historyczne niż współczesne) ideowe środowiska nacjonalistycznego i bardzo szeroko rozumianej prawicy w Polsce i na świecie. Pewnie, gdyby nie on, nie byłbym dzisiaj tu gdzie jestem i pewnie byłbym innym człowiekiem.
6. Mało kto wie, ile pracy wkładasz codziennie dla organizacji. Co w pracy Kierownika Głównego sprawia najwięcej problemów? Brak czasu? Duża odpowiedzialność? Może coś innego?
Przede wszystkim bycie Kierownikiem Głównym ONR to wielki zaszczyt i wyróżnienie. W taki sposób staram się myśleć o swoim zadaniu. Choć rzeczywiście większość czasu, jaki poświęcam dla ONR-u to po prostu siermiężna praca. Spotkania, regularne rozmowy z koordynatorami i działaczami pełniącymi funkcje w ONR, do tego wyjazdy na spotkania z Brygadami ONR, budowanie relacji z organizacjami, z którymi ONR chce współpracować – tak to mnie więcej wygląda. Jest sporo nerwów, rozczarowań, ale też radości z obserwowania stale rozwijającej się Organizacji. Do wszystkiego jednak idzie się przyzwyczaić. Ważne jest to, żeby mieć grupę współpracowników, na których można zawsze liczyć – ja mam to szczęście, że takich mam w ONR.
7. Czy zdążają się w Twojej pracy chwilę zwątpienia, a jeżeli tak, jak sobie z nimi radzisz?
Oczywiście, że zdarzają się chwile zwątpienia. Przez tych parę lat zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Wiadomo, że człowiek chciałby, żeby jego plany i decyzje przynosiły natychmiastowe efekty i to najlepiej powszechnie zauważalne. Niestety rzeczywistość jest „nieco” bardziej skomplikowana i w działalności nacjonalistycznej kluczowa jest konsekwencja i cierpliwość. Ja mam to szczęście, że w Organizacji mam dobrze dobranych współpracowników. Kiedy któryś z nas nie daje rady wtedy inny motywuje i daje od siebie więcej, dzięki temu nie ma zastojów. To bardzo istotne mieć tak dobrane grono najbliższych współpracowników, żeby można było ze 100% pewnością, że nic nie zostanie zaniedbane, „wziąć sobie wolne”. Od samego początku sprawowania funkcji Kierownika Głównego ONR wychodzę z założenia, że ważne jest też mieć jakieś inne zajęcia i kontakt z ludźmi spoza środowiska nacjonalistycznego, które bardzo często generuje coś w stylu sekciarskiej mentalności, która uniemożliwia realny ogląd sytuacji. Uważam, że nikt kto pełni funkcje kierownicze w jakiejkolwiek organizacji nacjonalistycznej nie może sobie pozwolić na takie odpływanie.
8. Jakich rad udzieliłbyś osobie aspirującej do podobnego stanowiska?
Strasznie mnie rozbawiło to pytanie. Trudno na nie odpowiedzieć, bo w mojej ocenie nie ma jakiegoś uniwersalnego wzorca zachowania, żeby zostać liderem. Po prostu trzeba poświęcać swój czas i pracować na rzecz organizacji, mieć trochę oleju w głowie i umieć rozmawiać z ludźmi. Być może ktoś wyrachowany wskazałby inne cechy, ale osobiście pogardzam ludźmi, którzy kierują się prywatnymi ambicjami, będąc jednocześnie w organizacjach, których założenia ideowe każą poświęcać ambicje na rzecz dobra wspólnego. Co więcej… Jakbym miał teraz komuś powiedzieć, jaki powinien być, to pewnie wskazałbym na to, co sam zawaliłem przez te lata… Taki ktoś powinien wiedzieć, że bycie liderem to zazwyczaj trudna odpowiedzialność, masa nieprzyjemnych sytuacji, wiele przykrości, które sprawia się ludziom i samemu się znosi. Dlatego trzeba mieć przysłowiową twardą dupę lub oparcie w ludziach, którym można zaufać i na których można liczyć. Ktoś, kto chce zostać liderem powinien też umieć i lubić rozmawiać z ludźmi, bo głównie z tego składa się ta robota. Trzeba mieć dużo cierpliwości i pokornie znosić głupotę, słabość i kompleksy ludzi, którzy będą rzucać kłody pod nogi. No i chyba najważniejsze, co już podkreślałem w wywiadzie – trzeba stale pozostać w łączności z tym, co się dzieje wśród zwykłych ludzi, bo działanie na 100% w organizacjach narodowych w istotny sposób zakrzywia perspektywę i powoduje odrealnienie, a to zawsze kończy się błędami na poziomie podejmowanych decyzji.
9. Gdybyś miał powiedzieć najkrócej jak się da, czym jest dla Ciebie narodowy radykalizm?
Dla mnie narodowy radykalizm to idea, która afirmując tradycję narodową, ma ambicje w sposób twórczy rozwinąć to, co dobre w historii Polski i filozofii politycznej, tak aby przekształcić demoliberalną, skostniałą strukturę w kierunku systemu, który będzie w stanie w pełni wykorzystywać potencjał Polaków dla dobra naszego kraju i jednocześnie umożliwi społeczeństwu godne, bezpieczne, sprawiedliwie i wolne od destrukcyjnych wpływów zachodu i wschodu życie.
10. Czy jest w Twoim życiu postać, którą szczegółów się inspirujesz? Jeżeli tak, jaka i dlaczego?
Takich osób jest co najmniej kilka. W różnych okresach mojego życia różne postaci były dla mnie inspiracją. Trudno wskazać kogoś, kto byłby dla mnie takim numerem „1”. Bez wątpienia inspirują mnie przedwojenni działacze ONR – Jan Mosdorf, Bolesław Piasecki i Marian Reutt. Ważnym punktem odniesienia jest też Corneliu Codreanu i Yukio Mishima. Autorytetami są też dla mnie profesorowie, z którymi miałem styczność w czasach studiów i od których dużo się nauczyłem.
11. Czy w Twoim życiu miało miejsce wydarzenie/wydarzenia, które w sposób szczególny zmieniły Twój sposób patrzenia na świat i/lub zarządzania organizacją?
Dla mnie kluczowym okresem dla dojrzewania moich poglądów był czas studiów. Konfrontowanie perspektyw naukowych z organizacyjną rzeczywistością to było niemal traumatyczne przeżycie. Nauka o organizacji i zarządzaniu nie daje wystarczających narzędzi do kierowania organizacją ideowo-wychowawczą, ale zanim to zrozumiałem próbowałem realizować akademickie, idealne na papierze, wzory funkcjonowania w ONR. Dopiero z czasem przyszła refleksja, że metody, które sprawdzają się np. w przedsiębiorstwach nie nadają się do kopiowania w stosunku 1:1 w organizacji takiej jak ONR. Ważna była dla mnie możliwość obcowania z kadrą naukową, pod której wpływem, chyba ostatecznie rozstałem się z młodzieńczym zacietrzewieniem, ślepotą i nieumiejętnym słuchaniem innych. Tak sobie myślę, że do tej pory mam niezwykłe szczęście trafiać na odpowiednie osoby w odpowiednim czasie i wyciągam maksimum mądrości z tych relacji.
12. Gdybyś miał krótko określić swoją wizję organizacji na najbliższe lata (oczywiście bez zgłębiania się w jej tajemnice wewnętrzne) jakby ona wyglądała?
To dopiero temat rzeka :). Przez ostatnie miesiące publikowałem sporo tekstów większych i mniejszych, gdzie poruszałem kwestię tego, jak w mojej opinii powinien funkcjonować ONR i w ogóle całe środowisko nacjonalistyczne w Polsce. Moją ambicją jest doprowadzenie do sytuacji, w której ONR za kilka lat będzie organizacją, która będzie w stanie w sposób realny i stały (a to kluczowe!) pomagać i wpływać na resztę społeczeństwa. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że to w narodowym radykalizmie jest przyszłość i odrodzenie polskiego nacjonalizmu. Chciałbym, żebyśmy we wszystkich województwach zbudowali silnie zakorzenione w lokalnych realiach struktury, które stałyby się partnerem w dyskusji o polityce społecznej, kulturalnej i ekonomicznej dla organizacji, stowarzyszeń i samorządów. Ponadto, istotną kwestią jest formacja działaczy. Nie ma znaczenia masa, znaczenie ma wyłącznie jakość. Mam nadzieję, że z czasem ONR będzie w stanie wystawić silną kadrę, które będzie mogła działać na podstawie mocnego, ideowego fundamentu i jednocześnie będzie posiadała kompetencje zawodowe i organizacyjne. Najbliższe lata to, o ile nie będzie przyspieszonych wyborów samorządowych, okres spokojnego budowania. Chciałbym, żebyśmy ten okres dobrze wykorzystali, żeby w przyszłości nie popełnić błędów z Ruchu Narodowego. Ten czas trzeba odpowiednio przepracować, wzmocnić struktury, pozyskiwać kontakty, wchodzić w nowe, dotychczas niezagospodarowane tematy i stale rosnąć w siłę. Za kilka lat będą wybory samorządowe i o ile będzie co do tego panował konsensus wśród osób decyzyjnych w ONR, będziemy pewnie próbowali swoich sił w tych wyborach. To najniższy poziom wyborczy, miejsce gdzie można się wiele nauczyć i w kontekście politycznym to na tym poziomie powinniśmy się skupić, bo to tam podejmowane są decyzje, których efekty mogą być komplementarne z naszą działalnością blisko ludzi. Uważam, że jesteśmy już na tyle dojrzali, że nie potrzebujemy tanich podniet i nawet bez wyborczych fajerwerków będziemy chętnie angażowali się w pracę nacjonalistyczną, nie zapominając oczywiście o perspektywie kilkuletniej i miejscu, w jakim chcemy być za 3, 5 i więcej lat. W 2016 roku ruszymy z kilkoma niezbędnymi dla dalszego rozwoju inicjatywami. W pierwszym kwartale pojawi się nowe czasopismo, na którego łamach będziemy chcieli zagospodarować coraz większe zainteresowanie narodowym radykalizmem. W ostatnim czasie przybyło osób, którzy chcą i mogą pisać, polemizować i kreować współczesny NR. Byłoby grzechem zaniechania nie zrobić nic, żeby stworzyć nową przestrzeń dla wykuwania intelektualnych elit. Oczywiście nadal będziemy inwestować w kontakty międzynarodowe z naszymi strategicznymi partnerami z Węgier i Włoch. Wymiana doświadczeń i płynąca z tego nauka jest dla nas nieocenioną wartością. W 2016 roku zrealizujemy również projekt wydawniczy, który mam nadzieję, będzie się rozwijał z roku na rok i wreszcie ułatwi dostęp do klasyki polskiej myśli narodowo-radykalnej i europejskiej myśli narodowo-rewolucyjnej. Przyszłość to również rozmaite stowarzyszenia i fundacje celowe, które ułatwią dostęp do konkursów i programów skierowanych do NGO-sów. Chciałbym, żebyśmy za kilka lat byli obudowani siatką podmiotów o charakterze społeczno-gospodarczo-politycznym, które umożliwią przebicie szklanego sufitu i odium rzekomego „nazizmu” i tym samym, zapewnią pełną operatywność na zasadach partnerskich z instytucjami kreującymi oddolny i obywatelski dyskurs w Polsce.
13. Jak oceniasz bieżące wydarzenia w polskiej polityce? Czy KOD rzeczywiście jest głosem społeczeństwa? Czy nacjonaliści powinni stawiać się po jakiejkolwiek stronie w tym coraz bardziej polaryzującym społeczeństwo konflikcie?
To, co się aktualnie dzieje w polskiej polityce jest dla mnie wyłącznie kolejnym dowodem na to, że demokracja liberalna zupełnie się nie sprawdza. Nowa opozycja, która jeszcze niedawno szermowała demokracją, nawoływała do niewzniecania „wojny polsko-polskiej”, podgrzewa nastroje i dąży do polaryzacji nastrojów w Polsce. To wszystko świadczy wyłącznie o poziomie standardów politycznych. Niestety część społeczeństwa daje sobą manipulować i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, staje się narzędziem w rękach interesów niemieckich korporacji, mediów i polityków. Spędy oburzonych, manifestacje w obronie demokracji, to nic innego jak walka o wpływy między politykami, nie ma to zupełnie nic wspólnego z obroną jakichkolwiek wartości. KOD jest ekspozyturą interesów tych, którym odpowiada zależna i podległa Polska, bo czerpią z tego korzyści. Ludzie, którzy stoją za tą hucpą to osoby chodzące na pasku obcych interesów. Z perspektywy nacjonalistycznej to jest spór w demoliberalnej rodzinie. Nie powinniśmy wspierać żadnej ze stron. Należy przypominać, że to m.in. z winy PiS-u Polska musi się dzisiaj tłumaczyć przed Komisją Europejską, bo to ich prezydent podpisywał Traktat Lizboński. Trzeba przeciwstawiać się ingerencji Brukseli w sprawy polskie, ale nie można wspierać PiS-u, który nie jest ugrupowaniem nacjonalistycznym, tylko jednym z fundamentów demoliberalizmu w Polsce. Zamiast ekscytować się kolejną medialną wojenką, należy skupić się na pracy wśród ludzi.
14. I na koniec pytanie dość szerokie, jaką widzisz prognozę dlatego współczesnej Europy i jaką rolę powinny odegrać w niej szczególności środowiska narodowe?
Nie będę oryginalny, szczególnie że już nie raz wypowiadałem się na ten temat. Uważam, że Europa Zachodnia jest trupem i to niezależnie od jej obecnych problemów z imigrantami. To, co się teraz dzieje to jest jedynie abordaż na tonący statek, żeby złupić go do reszty. Przyszłość widzę we współpracy państw Europy Południowo-Wschodniej z otwarciem się na kierunek skandynawski, z którym może nas łączyć wspólne zagrożenie zza wschodniej granicy, a naszej perspektywy to możliwość na znaczną dywersyfikację energetyczną. W obecnej sytuacji jedyna nadzieja jest w powrocie do współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej i docelowe opuszczenie struktur UE. Zobaczymy, czy nowy rząd będzie w stanie wyjść z roli wasala interesów atlantyckich. Na poziomie nacjonalistycznym za konieczność uważam szukanie porozumienia z liczącymi się organizacjami nacjonalistycznymi w Europie. Do tej pory w bardzo nieznacznym stopniu wykorzystywaliśmy możliwości, jakie dają nam międzynarodowe kontakty. W niedalekiej przyszłości trzeba będzie postawić na wspólne inicjatywy oscylujące wokół tematyki unijnej, kresowej i aksjologii. Jako europejscy nacjonaliści mamy wspólny korzeń, jakim jest łacińska Europa i chrześcijaństwo. Wydaje mi się, że przy odpowiedniej pracy, to nacjonaliści będą kreować nowy europejski ład, na gruzach UE.
Wywiad przeprowadzili: Andrzej Bienias ( ONR Podhale ) i Jan Sutowicz ( ONR Wrocław )